Agnieszka Kowalczyk (znana pod pseudonimem: Vanessa Atalanta) rozpoczęła przygodę z rynkami finansowymi na rynku kontraktów terminowych. Od roku inwestuje na rynku forex. Od niespełna półtora roku sprawdza się w roli mamy. Kocha zwierzęta, przede wszystkim psy i konie. Czyta thrillery i biografie.
Na rynku walut znajduję większą zmienność, większe dźwignie oraz bogaty wybór instrumentów. – tak Agnieszka Kowalczyk zwana Vanessą A. tłumaczy, dlaczego przerzuciła się z giełdy na forex. Z wielokrotną zwyciężczynią różnych konkursów związanych z FX rozmawiamy o foreksie, emocjach towarzyszących konkursom oraz kobietach inwestujących.
Wygrała Pani pierwszą edycję konkursu TMS Pro Daytrader, trzykrotnie zajęła pierwsze miejsce w letniej lidze Go4X, biła konkurencję na głowę w Parkiet Futures… Skąd takie zacięcie konkursowe?
Przede wszystkim konkursy dostarczają dodatkowych emocji i pozwalają się sprawdzić. Dodatkowo zmuszają do podjęcia maksymalnego ryzyka. A atrakcyjne nagrody podnoszą wartość oczekiwaną z inwestycji.
Emocje podczas inwestowania na konkursach są silniejsze niż przy pozakonkursowej spekulacji?
Emocje są nieporównywalnie większe. Zwłaszcza, że konkursy, w których biorę udział, wymagają ryzykowania własnym kapitałem.
Inwestuje Pani regularnie, czy tylko “bawi się” rynkiem forex, biorąc udział w różnych konkursach?
Sądzę, że inwestowania nie można traktować jak loterii. Konkursy są jedynie odskocznią od codziennego inwestowania. Dzięki nim mogę sprawdzić moje umiejętności i skonfrontować je z kompetencjami innych graczy. Są również dodatkowym wyzwaniem, gdyż na co dzień nie mogę sobie pozwolić na podejmowanie takiego ryzyka jak podczas konkursów.
Inwestowała Pani i na giełdzie, i na forex. Który rynek jest dla Pani większym wyzwaniem?
Inwestowania na rynku forex podjęłam się, gdy spadła zmienność na warszawskiej giełdzie i zysk powyżej kosztów transakcyjnych stał się mało realny. Z tego punktu widzenia rynek walutowy jest zdecydowanie bardziej atrakcyjny od rynku kontraktów terminowych. Na foreksie znajduję większą zmienność, większe dźwignie oraz bogaty wybór instrumentów. Z drugiej strony ryzyko na rynku walutowym jest większe.
Skupia się Pani na analizie historycznej, w mniejszym stopniu na fundamentalnej i technicznej. Jak wygląda taka analiza historyczna i dlaczego jest bardziej skuteczna od pozostałych?
Nie sądzę, by system, którego używam, był lepszy od analizy fundamentalnej i technicznej. Akurat w mojej sytuacji sprawdza się i daje wyniki, ale nie można traktować go jako jedyny słuszny wybór. Zapewne są osoby, które osiągają lepsze wyniki za pomocą fundamentów, czy też analizując wykresy. System, dzięki któremu udaje mi się zyskać przewagę nad rynkiem, jest wypadkową doświadczeń i pomysłów moich oraz mojego męża, z którym podzielam tę pasję. Jego istotnym elementem jest możliwość weryfikacji danych historycznych, a że pewne zależności są powtarzalne, więc daje to pozytywne efekty. Ciężko jednak opisać funkcjonowanie tego systemu bez zdradzania szczegółów, dlatego więcej nie mogę zdradzić.
Czym zajmuje się Pani na co dzień?
Aktualnie większość mojego czasu poświęcam córeczce, przebywając z nią w domu na urlopie wychowawczym. Jednak wcześniej pracowałam zawodowo, analizując równolegle sytuacje na rynkach finansowych.
Jak kobiety sprawdzają się w tradingu? W czym są mocniejsze od mężczyzn?
Myślę, że kobiety posiadają pewne cechy, które mogą być pomocne w inwestowaniu na rynkach finansowych. Uważam, że działamy racjonalniej podczas podejmowania decyzji. Jesteśmy również bardziej cierpliwe i mamy podzielniejszą uwagę. Sądzę także, że mniej ambicjonalne podejście do inwestowania nie jest przeszkodą, a nawet może pomóc.
Pod jakim względem kobiety mają pod górkę w porównaniu z tzw. płcią brzydką?
Nigdy nie zastanawiałam się nad tym. Pewnie dlatego, że staram się nie znajdować przeszkód na siłę. Omijam lub pokonuję je dopiero wtedy, gdy faktycznie się pojawią. Może to mężczyzn trzeba zapytać, w czym czują się lepsi od kobiet.
Co ze słynną kobiecą intuicją? Wierzy w nią Pani?
Jak już pisałam wcześniej, moim zdaniem pewne cechy właściwe kobietom pretendują je do inwestowania na rynkach finansowych. Jednak w mojej opinii kobieca intuicja nie ma nic wspólnego z inwestowaniem.
Przyjęło się, że inwestowanie to domena mężczyzn. Rzeczywiście tak jest? Czy w dobie wojującego feminizmu także i ta branża się zmienia?
Osobiście daleko mi do poglądów wojujących feministek. Niemniej doceniam fakt, że przyszło mi żyć w czasach, kiedy prawa kobiet i mężczyzn zostały w końcu zrównane. Nie da się ukryć, że kobiety na rynkach finansowych stanowią mniejszość. Mimo to ja jestem żywym dowodem, że nic nie stoi na przeszkodzie, by to się zmieniło.